Wbijam się na Blipa i co mnie wita? Lipa, a mówiąc konkretniej Error 500 czyli wewnętrzny błąd servera (internal server error):
Odświeżenie strony przyniosło pozytywny efekt – witryna załodowała się bez problemu. Co może być przyczyną pojawiania się takich błędów? Ciężko wyrokować, ale zazwyczaj takie objawy (tj. błąd 500 pojawiący się co któreś odświeżenie strony) świadczą o problemach wydajnościowych tj. że serwer nie daje sobie rady z obsługą napływających do niego zapytań. Jedno co można powiedzieć na pewno to to, że taka strona jak Blip powinna się bardziej starać i opracować własny, przyjazny komunikat błędu na takie okazje a nie straszyć użytkowników domyślnym ascetycznym ekranem Apacza, do tego przemawijącym do nich po angielsku.
Jak widać na załączonym obrazku nie zawsze skrócenie linku ma pozytywny efekt…
Prosta historia, ktoś, gdzieś podał nam taki ładny, króciutki link prowadzący do jakiejś ciekawej treści (w inne linki nie klikam 😉 ), napaleni klikamy w niego i… zamiast oczekiwanego gorącego newsa czy ciekawego zdjęcia widzimy zgniłego banana. Tak to już jest, gdy się korzysta z zewnętrznych aplikacji, na których działanie nie mamy chociażby najmniejszego wpływu. Na obronę serwisów skracających linki dodam, że po raz pierwszy zdarza mi się widzieć fail banana serwisu tr.im (domain hack, trim to po angielsku przystrzyc, przyciąć), a np. z Tinyurl nigdy takich problemów nie doświadczyłem (choć tak naprawdę były takie chwile, w których Tinyurl nie działał).
Hahaha. Najpierw nie popisało się Sony z ich polskim supportem Playstation. Teraz zaś ciała dał serwis Pinger.pl. Postanowilem sobie założyć mini-bloga… OK, może być na pingerze. Mam już tam jeden, ale chyba tam jedno konto równa się jednemu blogowi – to zresztą bez znaczenia, bo nie chcę, aby oba mini-blożki były w jakiś sposób powiązane. Wchodzę więc w formularz nowego konta, wypełniam co trzema no i proszą o potwierdzenie tego, że będę przestrzegał regulamin. No to klikam w ten regulaminek co by go przetać i co? Zonk:
Link bezpośredni: http://pinger.pl/main/statute
No, no, serwis ADrive nie żałuje swoim użytkownik przestrzeni na pliki/ backup – 50GB to naprawdę sporo miejsca na kopie zapasowe. Dostęp do własnych gigabajtów dostajemy po wypełnieniu niezbyt skomplikowanego formularza rejestracyjnego i aktywowaniu konta poprzez kliknięcie w link przesłany emailem – czyli standard. Po zalogowaniu się uzyskujemy dostęp do już wykonanych przez nas wcześniej kopi plików oraz interfejsu pozwalającego na załadowanie kolejnych. Ten drugi trzeba pochwalić – wykonany w technologi Flash pozwala na sprawne wgrywanie nawet dużej ilości plików.
Niestety, ma też poważną z punktu widzenia backupu wadę – nie umożliwia ładowania całych katalogów. Oczywiście można to "obejść" tworząc archiwum zawierające interesujące nas katalogi, ale nie jest to wygodne w sytuacji, gdy chcemy dokonywać regularnych backup-ów. W ogóle fajnie by było gdyby w komplecie z przestrzenią na pliki użytkownikom zaoferowano by jakiś wygodny w użyciu program do backupu umożliwiający łatwe wykonywanie kopii zapasowych całych drzew katalogów
(bo o dostępie przez ftp, co otwierałoby możliwość skorzystania z całej rzeszy standardowych programów do backupu) – w obecnej sytuacji jest to bardzo niewygodne, a w sytuacji gdy na dysku mamy niewiele wolnego miejsca, nawet niemożliwe (konieczność utworzenia archiwum zawierającego kopie naszych plików). Tak w ogóle to piszę o tym serwisie, bo świadom jestem, że kopie na płytach cd/dvd nie wystarczają. Na własnej skórze przekonałem się, że tej metodzie zapisu nie można zbytnio ufać – po kilku latach własnoręcznie nagraną płytę da się odczytać… albo i nie :(.
P.S. Ta wiadomość pisana jest za pomocą Windows Live Writer, czyli sprytnego programu pozwalającego na wysyłanie wiadomości do różnych systemów blogowych ("współpracuje z większością głównych dostawców blogów, w tym Windows Live Spaces, SharePoint, WordPress, Blogger, LiveJournal, TypePad, Moveable Type, Community Server i wieloma innymi", "Configuration and publishing to services that implement Atom Publishing Protocol 1.0") bez konieczności otwierania przeglądarki… Za to trzeba uruchomić ten program, więc wychodzi podobnie 😉 Ale jednak nie, bo w Windows Live Writer edytuje się o wiele przyjemniej (tylko radzę w opcjach włączyć automatyczne zapisywanie wersji roboczych co X minut) niż z przeglądarki, poprzez chwiejny edytor WordPressa.